Lubię stać przed moimi półkami z mydłem i zastanawiać się, które mydło teraz. Ostatnio wybór padł na ciemną lekko nakrapianą kostkę. Nie zastanawiałam się wówczas, co to za mydło, wiedziałam, że bez barwników i do suchej skóry. Pod prysznicem odkryłam, że jest twarde i, że pieni się sporymi bąblami. I wtedy mu się uważnie przyjrzałam. Mydło żywokostowe według innej niż zwykle receptury.
Odwar z korzenia żywokostu, to żadna filozofia. Zalewamy wodą, można zimną, można zalać i zostawić na jakiś czas, ważne by ten żywokost trochę pogotować, tak z godzinkę. Jeśli woda się wygotuje, to ją uzupełniamy, ale fajnie jak się nie wygotuje. Gotujmy pod przykryciem na bardzo wolnym ogniu. Tym razem po wystudzeniu całość zblendowałam, by wydobyć z korzenia ile tylko się da. A sporo się da, przede wszystkim alantoina. Po zblendowaniu zostawiłam znów na jakiś czas, pewnie godzinę lub dwie, i przetarłam przez sito. Sito było gęste, a ja byłam uparta, wyrzuciłam niewiele resztek. Nie podam proporcji na odwar, bo nie mierzyłam, na pewno żywokost ma swobodnie pływać w tej wodzie po zalaniu, myślę, że jedna część suszonego korzenia i 4-5 części wody (wagowo), Trochę strzelam z tymi proporcjami. Na pewno część wody odparuje przy gotowaniu. Przed zrobienie mydła odwar bardzo mocno chłodzimy.
Byłabym zapomniała, korzeń żywokostu kupicie w aptece, ale mój był kopany samodzielnie i samodzielnie suszony. To może mieć znaczenie 🙂
Receptura:
350 g – oliwa pomace
250 g – olej kokosowy
200 g – olej ryżowy
150 g – masło shea
50 g – olej babassu
139 g – NaOH
290 g – odwar z żywokostu
10 – 15 ml – olejki eteryczne (rozmarynowy z lawendowym pół na pół)
Sposób wykonania:
- Odważamy składniki
- Nastawiamy tłuszcze twarde do rozpuszczenia
- Przygotowujemy ług. W przypadku odwaru z żywokostu ług gęstniej, na końcu trzeba go zblendować. Uwaga na chlapanie! Ług lepiej schłodzić
- Łączymy tłuszcze twarde i miękkie
- Do tłuszczów wlewamy ług mieszając cały czas łopatką.
- Blendujemy przez chwilę, dodajemy olejki eteryczne, blendujemy aż masa zemulguje, można do ślady, wtedy mamy pewność, że wszystko jest ok. Swoje mydło blendowałam, aż masa zrobiła się gęsta, chciałam mieć bałaganiarski wierzch 🙂
- Wlewamy do formy. Mydło mocno się grzeje, można je przenieść w chłodne miejsce, i tak będzie grzało, ale wolniej i nie popęka.
- Kroimy po ok. 12 godzinach.
Moje popękało, chciałoby się rzec – jak zwykle!

Zrobiłam to mydło w dwóch wariantach: w pierwszym użyłam sam odwar z żywokostu, w drugim zblendowany korzeń z odwarem – wagowo pół na pół – bez przecierania przez sito. Wizualnie w gotowym mydle jest delikatna różnica. Oba warianty mocno się grzały, przy czym ten z pulpą żelował rownomiernie nawet trzymany w lodówce . Kroiłam po dwunastu godzinach, teraz cierpliwie (no nie bardzo) czekam, aż dojrzeje do użycia.
No, z tą cierpliwością tak już jest. Jak chcesz, to użyj sobie jednej kostki wcześniej, pozostałe w tym czasie dojrzeją 🙂