
Wykorzystałam recepturę na mydło na zimno (to ta –> klik-klik) ale przeliczyłam ją tak, by użyć 1100 g tłuszczów.
Receptura:
550 g – oliwa pomace (macerat z pędów sosny)
270 g – olej kokosowy
238 g – olej palmowy
42 g – wosk
118 g – borowina
151 g – NaOH
280 g – woda demineralizowana
10 ml – eteryczny olejek sosnowy
Robimy prawie tak samo jak na zimno, ale są pewne różnice, dlatego napiszę dokładnie krok po kroku. Mydło robiłam w wolnowarze.
- Odważamy tłuszcze twarde i wosk i nastawiamy do rozpuszczenia w wolnowarze. To będzie trwało. Jeśli chcemy przyspieszyć, lepiej rozpuścić w garnku i przelać do wolnowaru.
- Wolnowar mamy cały czas włączony. Ja włączam na maksa, potem, gdy masa jest już zblendowana zmniejszam temperaturę.
- Odważamy pozostałe składniki.
- Przygotowujemy ług.
- Do rozpuszczonych tłuszczów twardych dodajemy olej. Olej miałam zimny i ściął mi wosk, co widać na zdjęciach. To oczywiście żaden problem, poczekałam, aż całość się podgrzeje i wosk ponownie całkowicie się rozpuści.
- Do tłuszczów dodajemy borowinę i blendujemy. Nie uzyskamy jednorodnej mieszaniny, nie trzeba się tym przejmować.
- Wlewamy ług i blendujemy. Masa szybko gęstnieje, przykrywamy i zostawiamy.
- Po jakimś czasie masa robi się rzadsza i wygląda na zwarzoną. Ale to nic, trzeba nadal podgrzewać i poczekać aż mydło przejdzie fazę żelową, to kwestia kilku, kilkunastu minut.
- Przy ciemnych masach trudniej zauważyć, że faza żelowa się zakończyła, ale różnica jest istotna, mydło jest rzadkie ale jednorodne. W rzeczywistości masa jest ciemna, jedno zdjęcie rozjaśniłam lampą błyskową.

Dodajemy olejek, porządnie mieszamy i przekładamy do formy. I gotowe. Czekamy ok. 12 godzin i kroimy. Wosk sprawia, że mydło jest twarde.
